Zamiatany chodnik odezwał się pierwszy,
ale co z tego, skoro i tak odejdziemy daleko
zanim ulica uspokoi się do ostatniej iskry
i nie będzie ani przyłatanego do miasta
słońca, ani słów zniszczonych deszczem.
Wszystko wyjdzie z ram, a proces
starzenia zaplącze się w supeł.
To chyba lepiej, niż czekać codziennie
w tym samym miejscu, które nie drga
i pachnie wciąż tą samą kawą i lawendą.
Aż może za milion lat ktoś zbada, jak
ściany wolno ciekły same po sobie,
gdy na zewnątrz unosiły się pył i liście.
05/06.11.2014