Rozmowy z przedziału zassały świadomość,
zanurzyły w roztworze drzemki i tak-to-to.
Tak dobrze wiedzieć, że w każdej sekundzie jest się gdzie indziej.
I jeszcze snem zasznurować można rozterki drogi.
Raz po raz błyśnie nad szybą wydarzenie
słupa, drzewa lub którejś tam stacji,
tuż zanim uśmierci je warstwa kolejnej
z ledwie wychwytywalnych odległości,
przerobi na miazgę nieba, lasu, zarośli…
Rozciągnięte powierzchnie wrażeń,
rozsadzone porządki najzwyklejszych doświadczeń.
Już niedługo tę najprawdziwszą,
bo utkaną z najczystszego ruchu przestrzeń
przekłuje kontur miasta.
Potem usadowi ono na swoich setkach ławek
i zacznie rozpościerać oczom
wykastrowane z linii horyzontów
architektoniczne kurioza,
wszystkie swoje krzywizny,
w neony przepoczwarzone, uanonimowione myśli.
Zazdroszcząc opowieści przebytej podróży,
otumani tysiącami mikroruchów,
samokołysząc się nimi jednocześnie.
Skulone z lęku przed skończonością swej sylwety,
nakaże nam chodzić do sklepów i wybierać kolor tapet.
A gdzieś tam, nie wiadomo gdzie,
to, czego się tak naprawdę pragnie.
03.08.2011
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz