Gdy nie mogłam zasnąć, bo myślałam o tobie
- miasto przesypywało się tam z powrotem
w klepsydrze, formowało się w szumy i jęki,
wybaczało za głośnej muzyce i za cichym
śmierciom bez pozwolenia.
Kropliste poranki przysiadywały na parapecie
- tak po cichu, bym mogła spokojnie śnić pod
tymi oklapłymi westchnieniami, gdy w mym
brzuchu po cichu rosła szara kula, a na powiekach
lądowały sterty kartek, pinezki i szpilki.
Rozpłakałam się dopiero otwierając lodówkę
i godząc się na kolejną wieczność do przeczekania.
22.10.2014
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz