Nowe
Smugi światła prześlizgują się w głąb.
Już krew pierwszych myśli napłynęła do mózgu.
Już pies lekko uniósł powieki.
Mierzę wzrokiem bryłę pokoju.
Patrzę pod różnymi kątami na sprzęty.
Zanurzam kolejne z myśli w czarnej kawie.
Jeszcze chwila, jeszcze dwie. A czas wypełni się mową.
Jeszcze chwila, jeszcze dwie. Zanucę coś na powitanie.
Wyjdę. Nałożę sobie na plecy ciężar Wczoraj.
Dojdę do kolejnej nocy.
30.10.2010
Wtedy
Pamiętam, jak byłam w stanie znów przychodzić w to samo miejsce.
To – wiesz które – to, w którym cię wtedy spotkałam.
Miałam wyrytą w mózgu mapę tamtej nocy.
Z zawiązanymi oczami, boso, byłam w stanie tam dojść.
Pamiętam, jak patrzyłam ukradkiem na wszystkie drzwi, wszystkie okna.
Pomiędzy jednym a drugim słowem. Wypowiedzianym, usłyszanym.
Jak ubierałam czas w melodię. A on i tak zrzucał ją z siebie,
tańcząc złowieszczo na mym sekretnym oczekiwaniu.
A potem docierałam do punktu wyjścia.
Chciałam położyć pasjans kolejnej nocy.
Mogłabym znów podpalić wszystko
jeśli tylko pożar wydarzył się wtedy.
Mogłabym zalać świat,
jeśli wtedy była powódź.
Mogłabym krzyknąć z całej siły,
jeśli ktokolwiek inny łkał wówczas.
Ale każda kolejna godzina
miała swoją okrutną pojedynczość.
Gdzie jesteś?
Dziś (wersja wieczorna)
Dziś było tak, że niewiarygodnie ciepły listopadowy wiatr
popychał naprzód godziny.
Dziś było tak, że gdzieś byłam.
Wydarzały się też miejsca mojej nieobecności,
o których nie wiem, że być może
tam jednak również byłam.
Surrealistyczny wiatr poganiał też
– nieszczęśliwie realne
obsesje.
Dzisiejszy dzień
częściowo był przewidywalny, a częściowo nie.
Po trosze wynikał z wczorajszego.
Po trosze prężył się wiedzą o jutrzejszym.
Usztywniony był obietnicą kolejnego. Lepszego.
Ale zasadniczo ulepiony z porównywalnej obietnicy poprzedniego
– o sobie samym.
Dzisiejszy dzień wylosował takie a nie inne twarze.
Wymieszane z sobą ułożyły się w ciekawą kompozycję
grymasów, min, manier, spojrzeń z ukosa.
Spomiędzy nich wypłynęła substancja wielu innych dni.
05/06.11.2010
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz