Powered By Blogger

poniedziałek, 21 listopada 2011

Wieczór

Wieczór i jego tło

Przyszłam tu po to, by spotkać ciebie.
Nawet nie po to, by cię pokochać.
Nawet nie po to, by cię schować pod płaszcz.
Nie jesteś dla mnie żadną tam fotografią.
Nie nadajesz się do portfela, nie nadajesz się pomiędzy kartki zeszytu.
Twoje słowa nie wyświetlają mi się na ścianie.
A jeno wślizgują się w szczelinę zgiełku. Słownych szmerów.

A teraz już idź.
Tu obok pusta filiżanka.
Płyta tli się ostatnim, bladawym dźwiękiem.
Chcę samotnie poczekać na świt.
Już cię nie potrzebuję kochanie.
Chcę się w ciszy przyjrzeć swoim strzelistym konstrukcjom.
Kolumnom i łukom.
Chcę się zmierzyć z kalejdoskopowymi melodiami
wyskakującymi mi gdzieś spod wątroby albo trzustki.
Zastygnąć.
Przytulić skroń do ściany.
Lub utopić wzrok w powietrzu.

19/20.02.2011

piątek, 11 listopada 2011

Ty i ja

Ty i ja


Ty boisz się umrzeć nagle.
Że do Twych myśli wtargnie armia obcych.
I wtem kołyska fal twej duszy
zmieni się w łomot rozsadzający tę uwitą twierdzę.
Mongolskie strzały pokaleczą twoje porozwieszane na ścianach prawdy,
a barbarzyńskie bębenki zagłuszą
trele ogródka w domku na odludziu.
Zanim się kładziesz spać,
kilka razy sprawdzasz, czy wszystko pozamykane,
czy smuga obcego nie przebija choćby wyrwy.

Ja boję się umrzeć z nudów.
Że w niewiadomo-nieruchomym trwaniu zastygną mi nad głową korony drzew.
Że wyblaknie mi żywioł miasta,
zostanie z niego monotonne tup, tup, tup
i spuszczone żaluzje w oknach.
Że mróz rutyny usztywni kompozycje ułożone z kawałeczków pospolitego chaosu.
I zstąpi na mnie mgławica dokonująca rabunku na wszystkich pięciu zmysłach,
Przed zaśnięciem wyruszam w gęstwinę ulic
poprzyglądać się latarniom.
Lub piję wino.

07/08.02.2011

piątek, 4 listopada 2011

Nieuwaga

Nieuwaga

Świat ponazywany mi się kłania.
Zaprasza do udziału.
Do napisania na tablicy.
Świat mnie otacza i otacza
zgodnie z ruchem zegara i odwrotnie.
Wciąż na nowo do skosztowania,
kładzie na stole trzyposiłkowy porządek,
wlewa w naczynia zmysłów prawdę dnia.
Rozpościera przede mną sens architektonicznych rozwiązań.
Dociera do mnie wielogłosowość obcych rozterek.

A ja przyklękam na jednym kolanie.
Mimo świata.
Próbuję spopod kompozycji obcasów wyłowić
toczący się po ziemi pomysł
który upuściłam przez nieuwagę
i toczy się po podłożu.
Oby mi tylko nie zniknął,
oby go nie zdeptano.

02/03.02.2011