Pomiędzy
Niebo oplata głowę.
Słowa zamieniły się w kamienie
utkwione w mule strumienia.
Byle po nich przeskoczyć na drugi brzeg,
nie zmoczyć stóp.
Powyprzedzały mnie wszystkie wyobrażenia.
Stoję rozchwiana wiatrem
z tego rozdziału, który jeszcze nie nastąpił.
Poukładałam sobie życie w kostkę, w cudzym kącie,
w zakamarku wczoraj, w szczelinie jutra.
Rozwiesiłam sobie jakieś trzy zwrotki nad głową, dla pewności,
dla otuchy, by łatwiej podnosiło się wzrok
ku wyrosłym skądś obcym kominom
dymiącym nie dla mnie.
Patrzę, jak trawniki przeistaczają się w puchowisko dmuchawców
i jak przekwitają piwonie,
jak odjeżdżają pociągi, ich okna rozmachane dłońmi,
jak wydłużają się nuty wraz z dniem, w środek płytkiej nocy,
jak blednie czerwień piosenek o miłości.
Dziś nie wypiję ani kropli wódki, wolę rosę.
Dziś pójdę sobie prosto przed siebie.
Może ominę teraźniejszość,
rozdepczę ją na jej własnych chodnikach,
a wszystkie cienie z jej murów
poprzekłuwam jej własnymi oddechami.
Udławię ją, gdy dojdę sobie do miejsca,
gdzie słońce jest znacznie większe
i choć poza tym wygląda podobnie,
to za to dotyka ziemi.
25.05.2011
Pomiędzy 2
Wydarzanie się.
Pomiędzy jednym a drugim powodem do śmiechu nie ma zbyt wiele.
Jest napinanie mięśni, nibyłowienie powietrza łuskami oczu,
pociągi i pulsujące gałęzie za szybą.
Nieustanna metamorfoza czasu.
Jest tak nieznośne to, gdy okazuje się, że chwile „pomiędzy”
są dokładnie tym samym zacyrklaniem wskazówek na tarczy zegara,
co te przeżywane wśród bujnej nocy lub gęstego słońcem dnia.
Niewłaściwe kobiety nie istnieją pomiędzy.
Muszą wydłużać czas do srebrzystych lufek i atłasowych rękawiczek
sięgających aż do łokcia lub przedramienia
i skracać swoje nocne koszule i poranne prysznice.
Muszą rozciągać igłą gramofonu dźwięki na płycie
i przycinać senne oddechy.
One nie parzą z rana kawy i nie smarują bułek masłem.
Wkładają szybko buty i czekają na wieczór.
Nie ścielą łóżka, by poukładać na nim kompozycje z haftowanych poduszek.
Nikt nie wie co właściwie robią,
aż znów się nie pojawią, nie zatańczą, nie opowiedzą,
i nie zatopią ust w ustach.
31.05/01.06.2011
Błądzenie to sposób na życie, ale też nieodłączna jego część. Błądzić można w każdej przestrzeni, niekoniecznie fizycznej. Błądzenie to poznawanie, to zmierzanie się na nowo z własnym doświadczeniem, konfrontowanie go ze światem zewnętrznym wobec własnej myśli, przygotowanie na nowe znaczenia i objawienia. To także nieustanna gotowość na to, by iść dalej; ciekawość oraz przebywanie w stanie nieustannego podniecenia przezwyciężającego lęk przed obcością. Bo to właśnie w dużej mierze obcowanie.
piątek, 23 grudnia 2011
poniedziałek, 12 grudnia 2011
Mała M. plus duży Ś.
Kojenie
Wiersz strużką wypływa ze mnie,
nasiąka nim biel nadziei, potrzeby ulgi
po bólu straty, niemocy niepamięci, strachu przed brakiem kontroli.
Słowami zamiatam pomyłki, kołyszę stres dnia,
gdy prawda odnajduje swą postać.
Dotykam swoich rozhuśtanych narządów,
przygniata mnie pokrywa nieba i gwaru.
Mogę zapisać powierzchnie,
na których zmieszczę się mnóstwo razy,
których rozmiar czyni mnie
jeszcze bardziej krztynką na niczyim świecie.
05/06.04.2011
Troska
Nie, nie wszystko w porządku.
Mury mi się osuwają, a powietrze ołowieje.
W oknach widzę pajęcze nici zgryzot,
wewnątrz pieką mnie wspomnienia.
I ujada strach.
I krzywi mi się przestrzeń, i odlatują ptaki.
Mogę usiąść przy barze,
próbować przebyć wzrokiem grubość dna szklanki,
czuć na ramionach lepkie spojrzenia,
wypowiadać zdania na temat.
Mogę odsunąć twego drinka,
pokręcić głową na każdą propozycję.
A jutro zobaczę,
jakie kolory zaproponuje mi życie.
Wszystkie przyjmę
i ułożę sobie kompozycję.
Tylko niech mnie nikt nie klepie po ramieniu,
i nie pyta, co słychać.
Śpijcie spokojnie.
Pozwólcie mi wybiec w las
i zamieszkać w domku na drzewie.
07/08.04.2011
Wiersz strużką wypływa ze mnie,
nasiąka nim biel nadziei, potrzeby ulgi
po bólu straty, niemocy niepamięci, strachu przed brakiem kontroli.
Słowami zamiatam pomyłki, kołyszę stres dnia,
gdy prawda odnajduje swą postać.
Dotykam swoich rozhuśtanych narządów,
przygniata mnie pokrywa nieba i gwaru.
Mogę zapisać powierzchnie,
na których zmieszczę się mnóstwo razy,
których rozmiar czyni mnie
jeszcze bardziej krztynką na niczyim świecie.
05/06.04.2011
Troska
Nie, nie wszystko w porządku.
Mury mi się osuwają, a powietrze ołowieje.
W oknach widzę pajęcze nici zgryzot,
wewnątrz pieką mnie wspomnienia.
I ujada strach.
I krzywi mi się przestrzeń, i odlatują ptaki.
Mogę usiąść przy barze,
próbować przebyć wzrokiem grubość dna szklanki,
czuć na ramionach lepkie spojrzenia,
wypowiadać zdania na temat.
Mogę odsunąć twego drinka,
pokręcić głową na każdą propozycję.
A jutro zobaczę,
jakie kolory zaproponuje mi życie.
Wszystkie przyjmę
i ułożę sobie kompozycję.
Tylko niech mnie nikt nie klepie po ramieniu,
i nie pyta, co słychać.
Śpijcie spokojnie.
Pozwólcie mi wybiec w las
i zamieszkać w domku na drzewie.
07/08.04.2011
niedziela, 4 grudnia 2011
Obrazki z odwilży
Dzień po
Zgrzyt klucza w zamku,
kroki na schodach,
i ziemia nie osunęła mi się spod stóp.
Nadal ją niby czuję, nadal mnie tu trzyma siła grawitacji.
Więc tak to właśnie wygląda?
Podobno innego końca świata miało nie być.
Widok budynków z kwiatami w oknach zmienił się w widokówkę,
płaską i nieruchomą.
Ktoś posypał ten obrazek brokatem ptasiego świergotu
i szmerem jarmarcznym.
Miałam się poczuć wolna
i poznajdować poskrywane wszędzie prawdziwe szczęście,
zakopać kłamstwa.
Ale od tego poranka dzień po wyzwoleniu zakręciło mi się w głowie.
Jak od papierosa na czczo.
Zachwiały mi się w niezdarnym pląsie chmury
ponad dachami nienaruszonego porządku.
05.03.2011
Dziś (wersja poranna)
Dzisiaj nie mam ochoty na poezję.
Wolę swoje słowa zużyć na wymyślne przekleństwa,
pomysł na dorysowanie rogów.
Dziś posprzątam biurko i pokroję sałatkę.
Ubiorę się w ładną sukienkę
i pozwolę wejść do środka światu.
Dokładnie tak samo,
jak wtedy i za każdym razem,
gdy mam ochotę na poezję.
07.03.2011
Zgrzyt klucza w zamku,
kroki na schodach,
i ziemia nie osunęła mi się spod stóp.
Nadal ją niby czuję, nadal mnie tu trzyma siła grawitacji.
Więc tak to właśnie wygląda?
Podobno innego końca świata miało nie być.
Widok budynków z kwiatami w oknach zmienił się w widokówkę,
płaską i nieruchomą.
Ktoś posypał ten obrazek brokatem ptasiego świergotu
i szmerem jarmarcznym.
Miałam się poczuć wolna
i poznajdować poskrywane wszędzie prawdziwe szczęście,
zakopać kłamstwa.
Ale od tego poranka dzień po wyzwoleniu zakręciło mi się w głowie.
Jak od papierosa na czczo.
Zachwiały mi się w niezdarnym pląsie chmury
ponad dachami nienaruszonego porządku.
05.03.2011
Dziś (wersja poranna)
Dzisiaj nie mam ochoty na poezję.
Wolę swoje słowa zużyć na wymyślne przekleństwa,
pomysł na dorysowanie rogów.
Dziś posprzątam biurko i pokroję sałatkę.
Ubiorę się w ładną sukienkę
i pozwolę wejść do środka światu.
Dokładnie tak samo,
jak wtedy i za każdym razem,
gdy mam ochotę na poezję.
07.03.2011
Subskrybuj:
Posty (Atom)