Już nie zdążę. Za małe mam stopy,
a ziemia się wciąż przechyla.
Za karę za ten skroplony w kryształki ból
nocy poukładanych w twoje i twoje twarze,
stoję znów w środku miasta rodzinnego
mojej mamy i asfalt pachnie słońcem.
I przypominam sobie, że nie zdążę do pracy.
A jej łkanie gniecie mnie spod poduszki.
Już nie zdążę pospełniać marzeń
z tamtego notesu, co został na biurku
pod kubkiem pełnym fusów po kawie,
która nie pomogła i zapadłam w rów
tego czasu, który był najbliższą ciału
pachnącą proszkiem warstwą.
Muszę teraz zejść na bok,
minąć po drodze okna
pełne hałasu z telewizorów
i jak już znajdę się na skraju
obszytym tylko lasem - najeść się
paru malin i spokojnym krokiem
pójść dokądkolwiek,
gdyż tam, gdzie powinnam
- nie zdążę.
04/05.11.2012